Pamiętacie? Na Giewont w Adidasach. Tak więc dzisiaj jest powtórka z rozrywki. Co tu dużo mówić PB rzucił bilety z WAW-ZAK i ZAK-WAW po 9 zł w jedną stronę, do tego wiadomo Ryanair za 21zł i heja robimy jeszcze raz to samo. Lecę dzisiaj o 18.50 z Gdańska i PB z WAW o 23.35 na miejscu o 7 rano. Robię zakupy w sklepie prawdziwego Polaka i ruszam do razu na Giewont. Powrót o 23.30 i samolot o 8.10. Po drodze sprawdzę czy działają kupony w nowym McD na Lotnisku w Gdańsku.
;) Relacji live nie będzie, będzie za to obszerny wpis jak wrócę. Post informacyjny, jak by ktoś widział tradycyjnie, chłopaka w niebieskich Adidasach i niebieskiej bluzie/kurtce. To wiadomo kto to, można podejść nie ugryzę.
8-)
@miriam te same co rok temu, widać że są "trochę używane"
@ibartek wszystko z głową.
;) W plecaku są w "w razie W" inne. Powinno być ładnie:
Dobrze, wróciłem przeżyłem. Cały i zdrowy więc lecimy z relacją.
Swoją podróż rozpocząłem od wyjścia z domu i zawiezienia przez prawnego opiekuna na lotnisko. Tam oczywiście przetestowałem nowego McD w Gdańsku o czym możecie poczytać tutaj. Lot Ryanair zaplanowany na 18:50, wszystko odbywa się planowo, na płycie stoi dość ciekawy egzemplarz Iberii.
Siadam na swoje miejsce 1B, a tam niespodzianka stewardem jest Pan Jasiu, a stewardessą Pani Ola. Kto trochę lata to wie co to niedźwiadkowo i inne bajery.
;) Przy starcie miałem trochę czasu zamienić parę slow z Panem Jasiem i ewidentnie było mu głupio jak się spytałem czy podczas prezentacji zdrapek, znowu wygrała Pani z Alicante, wczoraj nie wygrała.
;) Miał jednak nową zmodyfikowaną wersję na te zdrapki (w każdym bądź razie Ja ją 1 raz słyszałem).
Jeszcze w czasie lotu dowiedziałem się własnie od stewardów, że kasują krajówki od listopada. Nie powiem trochę mina zrzędła, ale co zrobić. Wylądowaliśmy wszystko poszło sprawnie to powędrowałem na taras i zauważyłem tylko ogon BVB.
Pojechałem do centrum, troszkę się poszwendałem, pojeździłem metrem, i już o 23 byłem na przystanku Polskiego Busa i grzecznie czekałem na kurs o 23:45. Który finalnie podjechał o północy, a odjechał z 10 minutowym spóźnieniem. Jednak później nadrobił to na trasie. Obłożenie wynosiło 100%. Nie ma co dużo mówić, przyjemnie nie było. Trochę przed 7 autokar wjechał na dworzec, więc szybka akcja z odwiedzeniem sklepu prawdziwego Polaka zrobienie zapasów i od razu ruszam na Giewont. O godzinie 7:45 już zaczynałem wchodzić szlakiem czerwonym. O tej godzinie było jeszcze trochę wilgotno, ale z godziny na godzinę było co raz to lepiej i coraz bardziej słonecznie.
Jak by ktoś chciał na molo to tam:
Całość na wejście zajęła mi 2 godziny i 50 minut. Jak kogoś interesują "wyniki" na endomondo to niech da znać. Nie będę się jakoś rozpisywał, bo nie ma za bardzo nad czym. Poprostu wrzucę fotki, gdyż pogoda o godzinie 10 była świetna.
O godzinie 11:30 ludzi na szczycie było już trochę, ale nie było tłoczno. Większość robi standardowy pakiet. Zdjęcie, selfie, zjedzenie czegoś i na dół. Mi udało się wejść w adidasach. Cel zaliczony, można schodzić na dół. Już po zejściu, jak zrobiłem sobie przerwę na wyżynie Kondrackiej, to zaczęły się schodzić coraz to większe grupki ludzi. Zaskoczyła mnie jednak pewna rzecz, odpoczywając na wyżynie telefon z T-Mobile przełączył się już na Słowacką sieć, troszkę dziwne, ale co zrobić.
Na zejście wybrałem podobno łatwiejszy niebieski szlak. Zejście bez żadnej napinki czy pośpiechu zajęło mi 2 godziny. Wrzucę jeszcze mapkę szlaków, może komuś się przyda.
Schodząc do Kuźnic, obrałem kierunek Wielka Krokwia i szok zdziwienie, niedowierzanie. W kolejce do kasy nie było nikogo. Jak podeszliśmy we 2 osoby tak zaraz byliśmy już na górze.
Po zjechaniu na dół, udałem się na stoiska z pamiątkami. Kupiłem co miałem kupić i powolutku, spacerkiem na Krupówki. Tam spożyty posiłek, posiedzenie, odpoczywanie nabranie sił i znowu w górę Krupówkami, do najlepszego sklepu na świecie w celu zakupienia artykułów spożywczych na powrót. Taki odpoczynek strasznie rozleniwił i już przyszedł moment zmęczenia i odcięcia dopływu sił, nie było co kombinować wybiła 21:00 to myk na dworzec i siedziałem sobie grzecznie do odjazdu.
Polski Bus podjechał znowu z lekkim poślizgiem tak za 10-15 minut, ale trudno. Chociaż noce teraz w Zakopanym są coraz to bardziej chłodne! Podczas ładowania się do autokaru, znowu były prośby i lamenty o to aby pan mi sprzedał bilet teraz, nie dało się zrozumieć ze bilety tylko internetowo. W Krakowie sytuacja się powtórzyła znowu ktoś chciał kupić bilet u kierowcy. No cóż bywa. Standardowa gadka, jak by była kontrola to co Ja zrobię. Wiadomo.
;) W drodze powrotnej autokar wypełniony w około 75%. Do Warszawy przybył 10 minut przed czasem, więc spokojnie zdążyłem na autobus linii 331 o godzinie 6:20 i już o 6:45 byłem w terminalu gotowy i zwarty na lot powrotny. Tym razem niestety miejsce 21B więc bez szału, według moich ustalenie obłożenie wynosiło 100%.
Lotu niestety nie pamiętam, ponieważ zasnąłem, obudziło mnie lądowanie o 8:55. Trochę po godzinie 9 byłem już przed terminalem lotniska w Gdańsku, gdzie moja podróż dobiegła końca. Już tak na koniec, ktoś pewnie powie no idiota na giewont w Adidasach poszedł, no pajac na jeden dzień w góry przyjechał, a Ja powiem że było warto. Wydałem zawrotne 61 zł (19 zł PB +41 zł Ryan), więc niewiele, a dzień spędziłem w pięknych okolicznościach przyrody, aktywnie (łącznie wychodzone 23 km) i dobrym towarzystwie. Nie ma co się dużo rozwodzić pewnie jeszcze tam wrócę nie raz. I pewnie też będzie to na 1 dzień.
;)
Quote: a Ja powiem że było warto. Wydałem zawrotne 61 zł (19 zł PB +41 zł Ryan), więc niewiele, a dzień spędziłem w pięknych okolicznościach przyrody, aktywnie (łącznie wychodzone 23 km) i dobrym towarzystwie.Dokładnie, piona!
;)
Jak pan chętny panie podróżniku to zapraszam na vol.3 31.03. Sprobuje zrealizowac Twoj plan, jesli ktos jeszcze chetny wyjazd z WAW 30.03 nocleg w Ibis bronowice po 39 pln, rano PLbus do Zakopca
@ibartek wszystko z głową. ;) W plecaku są w "w razie W" inne. Powinno być ładnie:
Swoją podróż rozpocząłem od wyjścia z domu i zawiezienia przez prawnego opiekuna na lotnisko. Tam oczywiście przetestowałem nowego McD w Gdańsku o czym możecie poczytać tutaj. Lot Ryanair zaplanowany na 18:50, wszystko odbywa się planowo, na płycie stoi dość ciekawy egzemplarz Iberii.
Siadam na swoje miejsce 1B, a tam niespodzianka stewardem jest Pan Jasiu, a stewardessą Pani Ola. Kto trochę lata to wie co to niedźwiadkowo i inne bajery. ;) Przy starcie miałem trochę czasu zamienić parę slow z Panem Jasiem i ewidentnie było mu głupio jak się spytałem czy podczas prezentacji zdrapek, znowu wygrała Pani z Alicante, wczoraj nie wygrała. ;) Miał jednak nową zmodyfikowaną wersję na te zdrapki (w każdym bądź razie Ja ją 1 raz słyszałem).
Jeszcze w czasie lotu dowiedziałem się własnie od stewardów, że kasują krajówki od listopada. Nie powiem trochę mina zrzędła, ale co zrobić. Wylądowaliśmy wszystko poszło sprawnie to powędrowałem na taras i zauważyłem tylko ogon BVB.
Pojechałem do centrum, troszkę się poszwendałem, pojeździłem metrem, i już o 23 byłem na przystanku Polskiego Busa i grzecznie czekałem na kurs o 23:45. Który finalnie podjechał o północy, a odjechał z 10 minutowym spóźnieniem. Jednak później nadrobił to na trasie. Obłożenie wynosiło 100%. Nie ma co dużo mówić, przyjemnie nie było. Trochę przed 7 autokar wjechał na dworzec, więc szybka akcja z odwiedzeniem sklepu prawdziwego Polaka zrobienie zapasów i od razu ruszam na Giewont. O godzinie 7:45 już zaczynałem wchodzić szlakiem czerwonym. O tej godzinie było jeszcze trochę wilgotno, ale z godziny na godzinę było co raz to lepiej i coraz bardziej słonecznie.
Jak by ktoś chciał na molo to tam:
Całość na wejście zajęła mi 2 godziny i 50 minut. Jak kogoś interesują "wyniki" na endomondo to niech da znać. Nie będę się jakoś rozpisywał, bo nie ma za bardzo nad czym. Poprostu wrzucę fotki, gdyż pogoda o godzinie 10 była świetna.
O godzinie 11:30 ludzi na szczycie było już trochę, ale nie było tłoczno. Większość robi standardowy pakiet. Zdjęcie, selfie, zjedzenie czegoś i na dół. Mi udało się wejść w adidasach. Cel zaliczony, można schodzić na dół. Już po zejściu, jak zrobiłem sobie przerwę na wyżynie Kondrackiej, to zaczęły się schodzić coraz to większe grupki ludzi. Zaskoczyła mnie jednak pewna rzecz, odpoczywając na wyżynie telefon z T-Mobile przełączył się już na Słowacką sieć, troszkę dziwne, ale co zrobić.
Na zejście wybrałem podobno łatwiejszy niebieski szlak. Zejście bez żadnej napinki czy pośpiechu zajęło mi 2 godziny. Wrzucę jeszcze mapkę szlaków, może komuś się przyda.
Schodząc do Kuźnic, obrałem kierunek Wielka Krokwia i szok zdziwienie, niedowierzanie. W kolejce do kasy nie było nikogo. Jak podeszliśmy we 2 osoby tak zaraz byliśmy już na górze.
Po zjechaniu na dół, udałem się na stoiska z pamiątkami. Kupiłem co miałem kupić i powolutku, spacerkiem na Krupówki. Tam spożyty posiłek, posiedzenie, odpoczywanie nabranie sił i znowu w górę Krupówkami, do najlepszego sklepu na świecie w celu zakupienia artykułów spożywczych na powrót. Taki odpoczynek strasznie rozleniwił i już przyszedł moment zmęczenia i odcięcia dopływu sił, nie było co kombinować wybiła 21:00 to myk na dworzec i siedziałem sobie grzecznie do odjazdu.
Polski Bus podjechał znowu z lekkim poślizgiem tak za 10-15 minut, ale trudno. Chociaż noce teraz w Zakopanym są coraz to bardziej chłodne! Podczas ładowania się do autokaru, znowu były prośby i lamenty o to aby pan mi sprzedał bilet teraz, nie dało się zrozumieć ze bilety tylko internetowo. W Krakowie sytuacja się powtórzyła znowu ktoś chciał kupić bilet u kierowcy. No cóż bywa. Standardowa gadka, jak by była kontrola to co Ja zrobię. Wiadomo. ;) W drodze powrotnej autokar wypełniony w około 75%. Do Warszawy przybył 10 minut przed czasem, więc spokojnie zdążyłem na autobus linii 331 o godzinie 6:20 i już o 6:45 byłem w terminalu gotowy i zwarty na lot powrotny. Tym razem niestety miejsce 21B więc bez szału, według moich ustalenie obłożenie wynosiło 100%.
Lotu niestety nie pamiętam, ponieważ zasnąłem, obudziło mnie lądowanie o 8:55. Trochę po godzinie 9 byłem już przed terminalem lotniska w Gdańsku, gdzie moja podróż dobiegła końca. Już tak na koniec, ktoś pewnie powie no idiota na giewont w Adidasach poszedł, no pajac na jeden dzień w góry przyjechał, a Ja powiem że było warto. Wydałem zawrotne 61 zł (19 zł PB +41 zł Ryan), więc niewiele, a dzień spędziłem w pięknych okolicznościach przyrody, aktywnie (łącznie wychodzone 23 km) i dobrym towarzystwie. Nie ma co się dużo rozwodzić pewnie jeszcze tam wrócę nie raz. I pewnie też będzie to na 1 dzień. ;)